Ten rok jest dla mnie chyba najbardziej intensywnym w całym
życiu (pomijając jedynie okres niemowlęcy i wczesnodziecięcy, których
absolutnie nie da się przebić!). Wiele się dzieje zawodowo i ledwo nadążam w
codziennej gonitwie obowiązków i myśli. Nagle dostaję niespodziewaną przesyłkę,
a w niej książkę jednej z ukochanych autorek, motek wełny i szydełko. Wiem
doskonale, że powinnam się oprzeć magii Magdy i dalej pracować nad tym co
konieczne, stresujące i priorytetowe, ale zupełnie mi się to nie udało…
Jak? Po prostu. Z miłością. Gdy kochasz i podążasz właściwą drogą, to wiatr wieje we właściwą stronę i zawsze jest z górki. A nawet jak jest pod górkę, to jak kochasz, ktoś cię za sobą w górę pociągnie.
Niestety nie miałam czasu, żeby odświeżyć sobie całe losy
Milaczka… Przeczytane lata temu trochę uleciały z pamięci i aż prosiły się o
ponowną lekturę, bo pamiętając szczegóły fabuły zawsze czyta się przyjemniej. U
Milenki wiele się dzieje, co jej mąż oczywiście tłumaczy kryzysem wieku
średniego… Bo jak to: biegi, kolorowe ciuchy, ćwiczenia z jakimś trenerem
personalnym?! Na szczęście nasza bohaterka nic sobie z tego nie robi, a na
swojej drodze życiowej spotyka parę zagubionych kobiet. Wszystkie losy się
łączą i plączą, jak ten motek włóczki, który dostałam. Duże znaczenie ma tu też
Zuzanna, które pragnie ratować świat i moralizować zdemoralizowanych… Łatwo się
domyślić, że z tego powstają kłopoty, prawda?
No właśnie. Miała męża. A mąż jakby przestał być zainteresowany światem. Może też nią? A może po prostu to tak bywa po dziesięciu latach małżeństwa, że wszystko wydaje się takie zwyczajne. Jakby się jadło codziennie ziemniaki.
Swoim starym zwyczajem nie powiem Wam więcej o fabule, bo po
co? Wystarczy, że będziecie wiedzieć, że Magda jak zwykle czaruje emocjami i
pięknymi porównaniami, które zapadają w serce. Jest lekko, przyjemnie i
refleksyjnie!
Dziesięć lat po ślubie, a on dalej nic nie rozumie. A może znowu nic nie rozumie? Może właśnie przestał rozumieć? Może nie chce już rozumieć, woli mieć święty spokój? Im dalej w las, tym ciemniej.
Cieszę się, że się ugięłam i czytałam po parę stron „w
nagrodę” za ciężką pracę. Nie ma jak u
mamy okazało się świetnym odstresowywaczem, podobnie jak szydełko i motek
wełny! Nauczyłam się robić te nieszczęsne kwiatki – okazały się bardzo proste…
A jaki kolor wełny powinnam wybrać? Prawdopodobnie czarno – tęczowy, bo
jednocześnie jestem fatalnie zmęczona i przerażona, a z drugiej strony
szczęśliwa z tych dynamicznych zmian na lepsze. Nie ważne zatem, czy macie
czas, czy nie – książka Magdy czyta się sama i daje duże wyciszenie myślom i
duszy. A przy tym przypomina o tym, co naprawdę ważne… Bo przecież Nie ma jak u mamy, albo babci, cioci lub
kogokolwiek, kto jest bliski naszemu sercu.
Za książkę i urocze
dodatki serdecznie dziękuję Magdzie Witkiewicz i Wydawnictwu Filia!
- Tytuł: Nie ma jak u mamy
- Autor: Magdalena Witkiewicz
- Wydawnictwo: Filia
- Rok wydania: 2018
- Ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz