czwartek, 7 września 2017

"Metoda na wnuczkę" - Marta Obuch i perypetie szalonej rodzinki

Czasem każdy z nas potrzebuje po prostu odpocząć od wszystkiego, co go otacza. Wtedy najlepiej wziąć właśnie taką książkę jak ta – lekką, wesołą, niewymagającą, ale napisaną z błyskiem inteligencji.




 Idealizm prowadził do perfekcjonizmu, a ten z kolei do przeróżnych nerwic i patologii, ale przekonanie, że dobro powinno zwyciężać, to zupełnie inna sprawa.

Adam spotyka Ewę i z miejsca zakochuje się w jej orzechowych oczach. Biblijna para już od pierwszego dnia znajomości wplątuje się wzajemnie w kłamstwa, które z biegiem stron oczywiście się nawarstwiają. Zarówno Adam jak i Ewa mają bowiem sporo „za uszami” i każde ich spotkanie jest bogate w absurdalne sytuacje. Co prawda czasami Marta Obuch przesadzała z tym absurdem, ale może właśnie dlatego tę książkę czyta się tak lekko? Bohaterowie są świetni, bardzo charakterystyczni i temperamentni. Jestem pewna, że z miejsca pokochacie nie tylko Ewę, ale również specjalistkę od fochów, zemsty i ciętych ripost – babcię! Nie da się ukryć, że autorka ma szaloną wyobraźnię i na pewno wspaniałą rodzinę. Pomysły na fabułę nie biorą się przecież z kosmosu, a opisana tu rodzinka jest naprawdę zwariowana!
 Miała co prawda śliczną buzię ozdobioną piegami, które w zestawieniu z brązowym kolorem oczu nasuwały skojarzenie z orzechową posypką na pralinkach Ferrero Rocher, a jej rozświetlone słońcem włosy przypominały puch na kurczątku, rozkosz, aż się chciało dmuchnąć i pogłaskać, ale reszta była absolutnie fatalna. Wszystko pozasłaniane, ukryte, żadnego dekoltu, talii czy nóg, nic, jak u ameby.

Metoda na wnuczkę niestety nie zaskoczyła mnie fabułą, ale w ramach rekompensaty zachwyciła poczuciem humoru i odprężająco lekkim stylem. Tutaj część kryminalna jest jedynie maleńkim dodatkiem do części obyczajowej, w której dosyć sporo się dzieje między głównymi bohaterami. Moim zdaniem jest to bardziej komedia obyczajowa niż kryminalna, ale trzeba autorce przyznać, że całkiem nieźle buduje napięcie.
 Ewa doskonale wiedziała, że rozciągnięte szarawary, znaczy spodnie, plus znoszony T-shirt i sportowe buty to strój do Biedronki, i to osiedlowej, a nie seksowny look, który powoduje u facetów zwarcia w systemie. Wiedziała również, że faceci potrzebują tych zwarć, styki muszą się przepalać, a adrenalina krążyć, bo to jak z dziadkiem i jego polowaniami - ktoś musi wyciągnąć blaszaną rurkę i porządnie w nią zadąć. Tak to już z nimi jest. Tylko wyraziste komunikaty obrazkowe. Plus dotyk. Zły czy dobry, obojętnie.

Lubię, kiedy książki mnie czegoś uczą, a od Marty Obuch można nauczyć się naprawdę wiele. W akcję jest wpleciona wiedza z zakresu medycyny, dietetyki, a nawet… numerologii! Okazuje się, że jestem numerologiczną piątką, co raczej nie świadczy o mnie najlepiej… Autorka próbuje też zmotywować kobiety do większej wiary w siebie i walki o swoje, co jest dodatkowym atutem książki. Nie da się zatem ukryć, że warto sięgnąć po Metodę na wnuczkę i chociaż na chwilkę uciec od męczącej codzienności.

Za książkę gorąco dziękuję Wydawnictwu Filia!

  • Tytuł: Metoda na wnuczkę

  • Autor: Marta Obuch

  • Wydawnictwo: Filia

  • Rok wydania: 2017

  • Liczba stron: 432

  • Ocena: 4+/6

2 komentarze:

  1. Lubię komedie, ale zbytnia przesada w absurdzie w nich mnie męczy. Dzięki za ostrzeżenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi jak dobra pozycja na lekką, miła, odprężającą lekturę, więc chyba się skuszę;)

    OdpowiedzUsuń