niedziela, 12 lutego 2017

"Persona non grata", czyli Piotr Liana i twarze polskiej wsi

Załamany po śmierci rodziców Bożydar, nazywany również Rudym, przyjmuje zaproszenie dalekiej ciotki i wyjeżdża na wieś, by odreagować po traumatycznych wydarzeniach. Pech chce, że na wsi również grasuje morderca, a mężczyzna zostaje wplątany w wir wydarzeń.


Natomiast do Maryny śmierć przyszła bezgłośnie. Nie zapukała do drzwi, nie powiedziała „witaj”, nie zapytała, czy może zabrać jej grzeszną duszę. Nie siadła na taborecie, nie umościła się w fotelu. Nie poprosiła o filiżankę kawy, nie skosztowała ciasta. Nie porozmawiała ani o rzeczach ważnych, ani o rzeczach błahych. Po prostu przyszła, zrobiła swoje i wyszła.



Czytając książkę czułam się tak, jak gdybym po prostu obserwowała życie. A w życiu, jak to w życiu: czasem się wydarzy coś ciekawego i zaskakującego, ale głównie jest ono wypełnione rozmowami i poznawaniem siebie i innych. Tak jest właśnie w przypadku tej książki: akcja jest niespieszna, obfita w przemyślenia i dyskusje bohaterów.
Trzeba dodać, że Eugenia należała do burdelmam z gatunku opiekuńczych. Nie pozwalała, by którejś dziewczynie, choćby tej najbrzydszej, spadł włos z głowy, wysyłała je regularnie na badania, karmiła dobrze, ubierała schludnie i obdarowywała książeczkami do modlitwy.

To nie jest książka, którą można połknąć w jeden wieczór. Nie pozwala na to zarówno objętość jak i dosyć wymagający język. Po paru rozdziałach bywałam zmęczona i jednocześnie zachwycona stylem autora. Piotr Liana chciał zobrazować polską wieś, jej mentalność i uroki języka, ale akurat słownictwo autor ma zbyt wysublimowane i tożsame z dawnymi czasami, a nie współczesnością. Nie zmienia to jednak faktu, że Persona non grata jest naprawdę świetnie napisana i niejednokrotnie wywołuje uśmiech.
Najłatwiej mierzy się w nieruchomy cel. W wiszące tarcze, w butelki, w porcelanowe flakoniki. Nieruchomy cel… Nawet gdyby ją związano, Maryna wierzgałaby nogami, podrzucała pośladki, kręciła głową. Istniała tylko jedna możliwość, by unieruchomić ją skutecznie. Uśpić. Uciszyć. Zabić. Zabić, żeby zastrzelić. Zabić, żeby zabić.

Jedyne, co jest nieco męczące, to objętość... Pozwala ona jednak na zaprzyjaźnienie się z bohaterami, którzy są fantastyczni i świetnie zarysowani. Niestety, książka nie miała dla mnie „tego czegoś”, co przyciąga do lektury i nie pozwala się od niej oderwać. Czytałam więc ją powoli, ale z przyjemnością, zachwycając się przede wszystkim językiem.

Fabuła nie jest nadmiernie skomplikowana czy zaskakująca, ale nie o to tutaj chodzi... Najważniejszy jest klimat książki, relacje między postaciami i świetny, ironiczny humor. Chętnie przeczytałabym następne książki autora, ze względu na jego talent, poczucie humoru i wyczuwalną podczas lektury inteligencję. Widać, że autor włożył w swój debiut wiele wysiłku i serca.

Persona non grata to zaskakujący debiut. Moim zdaniem ta książka nikomu nie pozostanie obojętna: można ją pokochać lub znienawidzić. Ja na szczęście zapałałam do niej sympatią i przeczytałam z wielką przyjemnością.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Oficynka.

  • Tytuł: Persona non grata

  • Autor: Piotr Liana

  • Wydawnictwo: Oficynka

  • Rok wydania: 2015

  • Liczba stron: 662

  • Ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz