Gdzie ja jestem? To pierwsze pytanie, jakie przychodzi mi do głowy. Zaraz po nim następne: kim jestem? Potrząsam głową, zupełnie jakbym myślała, że dzięki temu mój mózg zacznie pracować we właściwym trybie. Zwykle człowiek budzi się i wie, kim jest, prawda? Moje serce bije jak oszalałe. Boję się usiąść, zbyt przerażona myślą, co mogę zobaczyć.
Akcję poznajemy z dwóch różnych perspektyw - Charlie i Silasa, który również chce odzyskać wspomnienia. Dzięki temu łatwiej się wczuć w losy bohaterów, zrozumieć ich zachowanie i uczucia. Możemy też przyjrzeć się damskiemu i męskiemu podejściu do miłości. Oboje w różny sposób przeżywają utratę wspomnień i wspierają się wzajemnie w tej niecodziennej sytuacji.
Chciałbym to wyjaśnić, naprawdę. Chciałbym mu powiedzieć, że nie mam pojęcia, kim jest, nie mam pojęcia, dlaczego jest na mnie zły, i nie mam pojęcia, kim jestem ja. Pewnie powinienem być zdenerwowany albo przestraszony. Na pewno Silas z wczoraj taki by właśnie był, jednak trudno mi bać się kogoś, kogo zupełnie nie znam. Ten człowiek nie ma nade mną władzy, a to właśnie czyjaś władza nad nami nas najbardziej przeraża.
Książka momentami jest nielogiczna, chociaż sam pomysł z utratą pamięci jest ciekawy i bardzo dobrze rozpoczęty. Autorki potrafią zainteresować czytelnika i dzięki temu Never never czyta się błyskawicznie, ale jednak czegoś brakuje... Styl jest lekki i przyjemny w odbiorze, a część zagadek i sposoby bohaterów na odnalezienie własnej tożsamości są intrygujące, ale niektóre zagadki nigdy nie zostały rozwikłane. Całą książkę czekałam na to, aby lepiej poznać przeszłość Charlie i Silasa i dowiedzieć się, co się działo przed utratą pamięci. Dostałam niestety tylko skrawki informacji.
Chciałam, żeby się przekonał, kim naprawdę jestem. Chciałam, żeby się o tym przekonał tak bardzo, jak jeszcze nigdy. Zanim go wyrzucili, podszedł do mnie. Schylił się tak, że jego usta znalazły się tuż przy moim uchu, i wyszeptał: „Dlaczego, Charlie? Dlaczego chcesz, żebym cię znienawidził?”.
Never never jest nie tylko nierzeczywiste, ale również szalenie melodramatyczne. Ja sama nie lubię aż tak słodkich książek, pełnych górnolotnych wyznań i wielkich poświęceń. Wiem, że miłość jest piękna, ale wypowiedzi głównych bohaterów czasem mnie dosłownie mdliły. Co nie znaczy, że Wy też tak musicie reagować! Niektóre fragmenty są naprawdę piękne, wzruszające i mocno trafiające do serca i to właśnie dla nich warto sięgnąć po tę książkę. Co wrażliwsze dusze na pewno się mocno wzruszą, a pozostali czytelnicy na pewno zachwycą ciekawym pomysłem na fabułę.
Książka jest dedykowana przede wszystkim młodzieży, więc należy wziąć na to poprawkę i nie wymagać aż tak wiele od języka czy akcji. Gdyby Never never było bardziej rozbudowane i dopracowane, to byłabym zachwycona! Lubię lekko magiczne powieści, które zachwycają językiem i zaskakują fabułą. Jestem pewna, że młodsi czytelnicy nie zwrócą nawet uwagi na to, co mnie tak irytowało. Never never polecam zatem wszystkim tym, którzy mają ochotę na odrobinę cukru i tajemniczości i lubią lekkie, młodzieżowe czytadła.
Za książkę z całego serca dziękuję Księgarni Matras! Never never znajdziecie u nich w naprawdę przyjemnej cenie:
http://www.matras.pl/never-never,p,255387
- Tytuł - Never never
- Autorki - Colleen Hoover, Tarryn Fisher
- Wydawnictwo - Otwarte
- Liczba stron – 300
- Ocena - 4/6
Chyba po nia siegnę... dobry przerywnik między krwawymi kryminałami ;)
OdpowiedzUsuńMa w sobie coś przyjemnego, więc warto spróbować. Relaksuje na pewno i mocno przy tym wciąga. ;)
OdpowiedzUsuń