środa, 12 kwietnia 2017

Patrycja Gryciuk - "Trzy godziny ciszy", ale lata cierpień i morze łez

Patrycja Gryciuk zabiera nas w podróż do Francji i pokazuje uroki Lazurowego Wybrzeża. Miałam szczęście zwiedzić już ten kawałek świata i cudownie było teraz wrócić na pachnące pola lawendy. Prócz krajobrazu, nic więcej nie jest tu piękne... Trzy godziny ciszy są przepełnione bólem, tęsknotą, cierpieniem i tajemnicami. Główna bohaterka rozdrapuje dawne rany i wylewa swoją rozpacz, tonąc we wspomnieniach, a my toniemy razem z nią, choć nie do końca wiemy dlaczego.


 Najlepiej, kiedy życie płynie falą. Raz lepiej, raz gorzej. Góra, dół. Zdarzają się też burze, a nawet tsunami. Kiedy tafla wody jest spokojna i nieruchoma, staje się nudna. Lubię małe fale, ale po co ten wiatr w oczy?




Książka jest jedną wielką tajemnicą... Główna bohaterka przyjeżdża do domu, w którym spędzała najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Z tylko sobie wiadomych przyczyn wraca do wspomnień z dawnych lat i dzieli się z nami historią o swoim rodzeństwie, w tym bracie bliźniaku, rodzinie i najbliższym przyjacielu z Francji, Marnixie. Jak to często bywa z przyjaźnią damsko-męską, ich relacja zmienia się w miłość, jednak bardzo dużym kosztem... Historię poznajemy z perspektywy Patrycji i podróżujemy z nią między teraźniejszością a przeszłością, krok po kroku uzupełniając układankę o kolejne elementy.
 Skrzynia jest duża i ciężka. Odstrasza swoim jestestwem. Krótko i na temat: boję się jej. Nie wiem, co w niej tkwi, a jednocześnie wyraźnie to przeczuwam. Tam jest lawenda, maliny, jego nuty, nasze pocałunki i listy. Jest wszystko, o czym chcę zapomnieć i o czym pamiętam, bo tym wszystkim właśnie jestem. Są płyty, zdjęcia i zapisy nutowe. Jest w niej ostatnie poruszenie dłoni ściskającej kawałek papieru i czołganie się na czworakach. Jest w niej lepkie powietrze ze szpitala. Puszka Pandory czy odpowiedź na to, co tu robię?

Patrycja jest zgorzkniała i rozczarowana: sobą, życiem, dawną miłością, a nawet teraźniejszością. Nie do końca mogłam się z nią utożsamić, gdyż chyba nie potrafiłabym kochać tak, jak ona – na zawsze i na zabój, z sercem wypełnionym cierpieniem i tęsknotą za tym, co było i co mogłoby się wydarzyć. Dziewczyna bowiem jest samotna do granic możliwości i czuje, że już nie ma dla niej nadziei.
 Były momenty, kiedy marzyłam o paru godzinach ciszy. Bo dajesz komuś siebie na otwartej dłoni. Całą miłość, jaka w tobie rosła od urodzenia. Czułość, którą przejęłaś po matce. Odwagę po ojcu. Cierpliwość i wyrozumiałość, której uczyłaś się latami. Stoisz nago rozumem, duszą i ciałem. Ofiarowujesz to wszystko i masz wrażenie, że nie wystarcza. Kiedy odszedł, poczułam się bezwartościowa, pusta. To całe moje wszystko na nic.



To nie jest jedna z tych babskich książek, które się "połyka" w dwa wieczory. Ja dawkowałam sobie tę lekturę ze względu na to, że ma ona w sobie wielki ładunek emocjonalny i nie da się jej czytać szybko. Tutaj dynamizm akcji zupełnie nie ma znaczenia, a czytelnik rozkoszuje się każdą stroną. Liczą się uczucia i piękny, przepełniony refleksjami i metaforami styl Patrycji Gryciuk. Nie wiem, ile wspomnień należy do głównej bohaterki, a ile do naszej autorki, ale jestem pewna, że zbieżność imion nie jest przypadkowa. Wiele rzeczy łączy obie Patrycje i wyraźnie widać, że autorka doskonale wie, o czym pisze. I nie mam tu na myśli jedynie opisów Francji.
 Najgorsze jest, kiedy do niczego nie dążysz, kiedy nie masz celu. Gdy rano nie wiesz, po co tak naprawdę miałbyś wstać z łóżka. Jestem gruba, bo nie potrafię poradzić sobie z emocjami. Jestem gruba przez to, że mnie zostawił. Jestem gruba, bo ciągle leżę. Jedyna aktywność, jaką uprawiam w nadmiarze, to rozmyślanie. Ale od tego nie chudnę niestety wcale.

Ta książka ma w sobie kilogramy cierpienia i tęsknoty, ale jest przy tym niesamowicie poetycka i nostalgiczna. Niektóre fragmenty czytałam kilkukrotnie, a część z nich nawet na głos, by móc prawdziwie zasmakować słów. Zupełnie się tego nie spodziewałam –  jestem  przyjemnie zaskoczona stylem i wyobraźnią Patrycji Gryciuk. Muszę jednak uprzedzić, że Trzy godziny ciszy to nie jest książka dla każdego... Żeby ją docenić, trzeba mieć sobie sporo wrażliwości, bo właśnie emocje są tutaj najistotniejsze. Ja jestem zachwycona i już teraz wiem, że do niektórych fragmentów wrócę jeszcze nie jeden raz! Jestem pod wielkim wrażeniem i czuję się zaszczycona, że mogłam objąć Trzy godziny ciszy swoim patronatem medialnym! Pod tą piękną okładką skrywają się bowiem piękne słowa i prawdziwe emocje.



Za książkę i możliwość objęcia jej patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona!

  • Tytuł: Trzy godziny ciszy

  • Autor: Patrycja Gryciuk

  • Wydawnictwo: Czwarta Strona

  • Rok wydania: 2017

  • Liczba stron: 344

  • Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz