niedziela, 17 stycznia 2016

"Awaria małżeńska" - Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha bawią do łez

Kobiety mają w sobie coś takiego, że chcą wszystkich uszczęśliwić i pokazać, jak wiele potrafią... Najpierw robią to z miłości do męża – gotują, prasują, sprzątają i ogólnie dbają o dom, żeby ukochany je docenił i przypadkiem nie musiał kiwnąć palcem. Kiedy orientują się, że wszystko robią same jest już za późno – mężczyzna przyzwyczaił się do luksusu –  wyprasowane majtki i trzydaniowy obiad to dla niego norma. Dlaczego miałby cokolwiek robić, skoro robi się samo?

Dokładnie tak samo jest przy dzieciach, którymi matki najpierw opiekują się zaborczo, a potem już z przyzwyczajenia zajmują dosłownie wszystkim. Czasem jednak przychodzi taki moment, w którym mężczyźni muszą przejąć pałeczkę i odnaleźć się w roli nie tylko ojca, ale również nauczyciela, sprzątaczki, kucharza, prasowacza, szofera i paru innych… Takie zadanie mają właśnie przed sobą bohaterowie tej książki.

awaria malzenska natasza socha magdalena witkiewicz recenzja kto czyta nie pyta sowa literatura kobieca wydawnictwo filia



Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha po raz kolejny przemawiają do kobiecych serc jednocześnie bawiąc, wychowując oraz zmuszając do refleksji i spojrzenia na świat z innej perspektywy. Nie wiem jak one to robią, ale opowiadają o naprawdę trudnych rzeczach z takim humorem, że podczas lektury parokrotnie popłakałam się ze śmiechu. Opisują również mężczyzn w taki sposób, że szczerzyłam się do książki i kręciłam głową z niedowierzaniem. Autorki bowiem wyciągają na światło dzienne wszelkie męskie cechy – zarówno te pozytywne jak i negatywne, doskonale się przy tym bawiąc.
Mateusz zerknął w lustro i uznał, że jest przystojny. To nie była megalomania, tylko stwierdzenie faktu. Ciemne, półdługie włosy układały się miękko wokół twarzy, a kilka siwych pasemek dodawało całości męskiego uroku, doprawionego czterdziestokilkuletnią dojrzałością. Gdyby Mateusz był egzaltowaną panienką, opisałby swoje oczy jako lustra, w których przegląda się niebo. A ponieważ miał bardziej prozaiczne podejście do życia, stwierdził tylko, że są zajebiście niebieskie.

 

Autorki z właściwą dla nich werwą i ironią opisują codzienność zwyczajnej rodziny – pokazują trudny sprzątania, gotowania, odbierania dzieci ze szkoły oraz odrabiania lekcji i przygotowywania do zajęć. Z tymi teoretycznie prozaicznymi czynnościami muszą się zmierzyć Mateusz oraz Sebastian, gdyż ich żony zostały na parę tygodni uziemione w szpitalnych łóżkach ze względu na skomplikowane złamania kończyn. Oto jeden z moich ulubionych fragmentów, ale możecie być pewni, że takich wesołych scen jest tutaj znacznie więcej.
- Jak jest po niemiecku „dziewczynka”? – zapytał po raz kolejny.

- Das Mädchen – odpowiedziała Emilka z uśmiechem.

- Jaka to część mowy?

- Rzeczownik

- Rodzaj?

- Nijaki.

- Przypadek?

- Nie sądzę.

Są takie momenty w życiu, w których powinniśmy zwolnić i spojrzeć na wszystko z dystansu – przemyśleć i trzeźwo przeanalizować własne zachowanie i pomyśleć nad tym, jak nieco ułatwić sobie życie. Dla Justyny i Eweliny tygodnie w szpitalu okazały się zbawieniem – one spokojnie dochodziły do siebie i poznawały nowe oblicze własnych mężów, a mężowie zaczęli je doceniać, a przy okazji lepiej poznali własne dzieci.

 

Powiem szczerze, że trochę się bałam, że autorki całkowicie zmieszają tutaj mężczyzn z błotem – wyśmieją i pokażą, że faceci zupełnie się nie nadają do opiekowania jednocześnie domem i dziećmi. Kamień spadł mi z serca kiedy się okazało, że w książce jest pokazane zupełnie co innego! Dowiadujemy się, że „facet też człowiek” i potrafi zrobić naprawdę wiele, lecz kobiecym zadaniem jest danie mu na to szansy.

 
To nieprawda, że jej mąż był leniem, idiotą i pasożytem. To ona na niewiele mu pozwalała. Kobiety mają bowiem cudowną zdolność do samobiczowania się oraz fundowania sobie życia osoby pokrzywdzonej przez los. Nawet nie mając ku temu żadnych powodów. Przez lata gromadzą wiec w zakamarkach swojej pamięci wspomnienia chwil, w których poczuły się nieszczęśliwe, i pielęgnują te myśli staranniej niż ogrodnik swoje kwiaty.

 

Parę rzeczy wiem na pewno – do Awarii małżeńskiej jeszcze wrócę, a Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha, to autorki, których książki można kupować zupełnie w ciemno! W Awarii małżeńskiej odnalazłam wszystko to, co kocham w książkach – humor, refleksję, piękne słownictwo, lekkie pióro (a nawet dwa!), a także wiedzę (zarówno o nas samych jak i o mężczyznach czy wychowaniu dzieci). Polecam dosłownie każdej kobiecie, a nawet panom, którzy chcą się trochę pośmiać i poznać babski punkt widzenia.

 

Dziękuję Magdalenie Witkiewicz najserdeczniej jak potrafię za możliwość przeczytania tej książki jeszcze przed premierą! :)

 

  • Autor: Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha

  • Tytuł Oryginału: Awaria małżeńska

  • Gatunek: literatura kobieca

  • Język Oryginału: Polski

  • Liczba Stron: 370

  • Rok Wydania: 2016

  • Numer Wydania: I

  • ISBN: 978-83-8075-065-4

  • Wydawca: Wydawnictwo FILIA

  • Oprawa: Miękka

  • Miejsce Wydania: Poznań

  • Ocena:  6/6

5 komentarzy:

  1. O kurcze, coś dla mnie. Podoba mi się ten dialog :D Książka z humorem, coś doskonałego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. BARDZO chcę przeczytać. Do tej książki przyciąga mnie wszystko, a całość dopełniają bohaterowie, ktorzy dostali moje imię i imię mojego męża. Choć nie lubię swojego imienia, to chętnie przeczytam o przejściach Justyny i Mateusza, oraz drugiej pary ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaufałam już dawno Pani Magdalenie Witkiewicz i ufam, że tym razem mnie nie zawiedzie. ;) Będę się rozglądać za lekturą ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia spod pióra takiego duetu nie mogła być zwykła czy przeciętna

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedna z lepszych książek jakie czytałam w tym roku ;) świetnie się bawiłam a wydaje się, że taka prosta historia. Chyba w tej prostocie tkwi jej urok ;)

    OdpowiedzUsuń