W domu Egger siadał wieczorami na brzegu łóżka i oglądał swoje dłonie. Leżały mu na kolanach ciężkie i ciemne niczym ziemia torfowa. Skóra była skórzasta i przeorana zmarszczkami jak skóra zwierzęcia. Wiele lat w polu i w lesie pozostawiło blizny, a każdusieńka z tych blizn mogłaby opowiedzieć o jakimś nieszczęśliwym wypadku, o trudach lub udanych przedsięwzięciach, gdyby tylko Egger mógł sobie przypomnieć ich historie.
Andreas miał pecha już od czasów dzieciństwa... Najpierw stracił najbliższą rodzinę, a potem cierpiał w tej dalszej, by przez całe życie być zmuszonym do ciężkiej, fizycznej pracy. Mężczyzna jest nieśmiałym samotnikiem, który wyłącznie sobie zawdzięcza to, co udało mu się osiągnąć. Kocha przyrodę, jest świetnym obserwatorem i choć może uchodzić za prostaka, to ma prawdziwie dobre serce.
Na przykład nie był w stanie wykrzesać z siebie owej wytrwałości, z jaką większość ludzi wpatrywała się godzinami jak urzeczona w migotanie ekranu, co do którego w cichości ducha był przekonany, że może na dłuższą metę zamącić wzrok i rozmiękczyć mózg.
Akcja jest nieśpieszna, a język trochę suchy i ubogi w dialogi, ale mimo tego książkę czyta się ekspresowo… Śledzimy bowiem całe życie jednego, zwykłego człowieka – od wczesnego dzieciństwa aż po nieuniknioną śmierć. O fabule nie opowiem Wam więcej – jest ona po prostu scenariuszem pisanym przez los i refleksją nad tym, jak niesamowitym zjawiskiem jest czas.
Przypomniał sobie własne dzieciństwo, we kilka lat w szkole, które wówczas ciągnęły się nieskończenie długo, a teraz wydawały tak krótkie i ulotne jak mgnienie oka. W ogóle czas zbijał go z tropu. Przeszłość zdawała się zakrzywiać we wszystkie strony, a we wspomnieniach wydarzenia mieszały się ze sobą bądź też w osobliwy sposób kształtowały wciąż na nowo i nabierały odmiennej wagi.
Całe życie zostało przetłumaczone na 28 języków i nominowana do Międzynarodowej Nagrody Bookera. Szczerze mówiąc trochę mnie to zaskakuje. Domyślam się, że doceniono tu przede wszystkim minimalizm, emocje i historię XX wieku, w tym lata wojny, czyli przemyślane tło powieści, ale spodziewałam się czegoś więcej. Cieszę się, że miałam okazję poznać tę historię, ale już teraz wiem, że nigdy do niej nie wrócę.
Zimna Pani (...) idzie ponad górą, skrada się doliną. Przychodzi, kiedy chce i bierze, czego potrzebuje. Nie ma twarzy i nie ma głosu. Zimna Pani przychodzi i bierze, i idzie. To wszystko. Dopada cię w przelocie i zabiera ze sobą, i wciska do jakiegoś dołu, i w ostatnim skrawku nieba, jaki widzisz, zanim na zawsze cię zakopie, pojawia się raz jeszcze, i czujesz na twarzy jej tchnienie. I wszystko, co ci zostaje, to ciemność. I ziąb.
Całe życie to dosyć przejmująca lektura, chociaż na tyle krótka, że nie zdążyłam się mocniej zżyć z bohaterem i płakać nad jego losem. Przez większość lektury towarzyszył mi jedynie żal, że Andreas tak wiele musiał wycierpieć. Całe życie nie jest bowiem jedną z tych książek z prawdziwym szczęśliwym zakończeniem... Zmusza jednak do myślenia i refleksji nad tym, jak przewrotny bywa los, a życie kruche i okrutne.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
- Tytuł: Całe życie
- Autor: Robert Seethaler
- Tłumacz: Ewa Kochanowska
- Wydawnictwo: Otwarte
- Rok wydania: 2017
- Liczba stron: 171
- Ocena: 3/6
A ja się nie zgodzę z tym, że język jest suchy :) Wydaje mi się, że prostota jest jedynie pozorna, to taki zabieg. I mimo wszystko w kącikach zdań upchnięto istne perełki :)
OdpowiedzUsuńKażdy może go inaczej odbierać... Mnie niestety nie zachwycił! :)
OdpowiedzUsuń